Ma 25 lat, zostałam z nim i za to mi dziękował, wydaje mi sie że to co powiedział, było lat jakby pójściem na łatwizne, mówił że mnie kocha i chce być ze mną ale nie chce zepsuć mi życia, a przecież wtedy miałby powód do picia i nic nie trzymało by go żeby nie pił, ale wiem że chce z tego wyjść, pije od prawie 9 lat...

Po tej rozmowie w piątek niewypił ani jednego piwa mimo że nie cały czas byliśmy razem, pojechaliśmy na urodziny tyskiego i mimo że wiem że trudno mu było być tam nie pijąc, nie wypił nic. Organizm mu troche zaczął odmawiać posłuszeństwa ale wszystko da się wytrzymać jeśli się chce, a wiem i czuje że chce. 2 - 3 piwa dziennie to alkoholizm jakby na to nie patrzeć, bo kiedy przychodzi ten dzień bez piwa (jakto już ktoś przede mną napisał) to jest "głód". Teraz jest w pracy i od jego silnej woli zależy czy nic nie wypije. Chce dotrzymać danego mi słowa ale martwię się, moim zdaniem jeśli przetrwa 2 - 3 tygodnie to później będzie z górki tylko musi pozbyć się toksyn... Myślicie że ze wszystkiego da się wyleczyć miłością? Czy miłośc może mupomóc i przytrzymać go w tej "decyzji" ?
I musze wam powiedzieć że te dwa dni (sobota niedziela) kiedy nie wypił NIC były jakieś inne, lepsze...