Siemaneczko wszystkim.
Świat się kończy. Po 5 latach luźnego związku i życia na kocią łapę nastąpił moment, kiedy zostanę zaobrączkowany. Ja! Zaobrączkowany! Będę mieć żonkę, za jakiś czas dzieciaczka. Cieszę się jak dziecko! Data ślubu wyznaczona, Narzeczona biega jak poparzona załatwiając wszystko. Serce rośnie jak widzę, że tym żyje. Coś pięknego.
Znalazłem sobie fajną pracę. Może trochę daleko od mojego miejsca zamieszkania, ale bardzo fajnie płatna. Do tego prowadzę ten swój nieszczęsny e-shop, i udało mi się wrócić do redagowania.
Będą pieniążki żeby Narzeczonej torebki kupować, i w moje gry inwestować.
Dawno mnie nie było, to i część starych znajomych nie wie, że ze swojego rodzinnego 100-metrowego mieszkania przeprowadziłem się na o połowę mniejsze, ale za to w dużo spokojniejszej okolicy i zdecydowanie bardziej przytulne. Żyć nie umierać.
Pozbyłem się mojej małej bestii - Audi sprzedane, i nawet nie myślę o kupieniu czegoś nowego. Narzeczona dostała na Dzień Dziecka samochód od swoich dziadków (śliczną Corsę), więc nie ma sensu rozglądać się nawet za drugim - to jeździ, nie psuje się, więc po co?
Pieniążki z Audiny się trochę rozmnożą.
Mój pies właśnie odstawia mi jakieś porno, zasnął w pozycji na kurczaka w mięsnym i świeci jajkami po oczach. Narzeczona umiera w łóżku przeziębiona, a ja nudzę się tak, że koniec świata. Rzekłem.