shaman pisze:Ja swoje wątpliwości wyraziłem jasno dziewczyny, nie widzę też sensu przechodzenia w dyskusji od szczegółu do ogółu, bo poszerzając tematykę po swojemu będziem się ino bić na to, kto zabawniej absurdalność drugiemu przypisze. A już widzę, że do supermarketowych promocji wchodzimy, co samo w sobie jest wystarczającym dla mnie powodem, by myśląc tytułem od Koterskiego zakończyć swój wkład w dyskusyję
Jasne, czasem nie ma sensu dyskutować.
Ale, co by tak się definicji przyczepić, od czego zaczałeś
Nie wyraziłeś swoich watpliwości, ale praktycznie oskarżyłeś nas o szastanie terminem "tradycja", nadużywaniem go oraz brakiem znajomości jego znaczenia.
W gruncie rzeczy, własne rozumienie terminu, próbowałeś narzucić jako to ogólnie i oficjalnie przyjęte. A ja tego bardzo w dyskusji nie lubię, i na to odpowiadam
Jakież to fajne, że sobie w watku dyskutujemy o znaczeniu wszystkiego, pomijajac oryginalny temat
Gdzieś wyczytałam, już nie pamiętam gdzie i jak to dokładnie brzmiało, że dzieci lepiej znosza śmierc jeśli daje im się wizję czegoś po śmierci. A to już sa kwestie głównie religijne. Czy ktoś z Was ma jakieś traumy w temacie śmierci, wywodzace się z dzieciństwa? To jest coś ciekawego. Ja do śmierci mam podejście... luźne
Nie wiem jak to nazwać inaczej nawet. Nie boję się własnej śmierci, chociaż nie wierzę w nic potem. Śmierci bliskich osób przeżywam, ale dość szybko zbieram się w sobie.
Jak miałam bodajże 12 lat, zmarła moja babcia. Pamiętam, że przeżyłam to mocno, bo byłam z nia bardzo zwiazana, a odmawiano mi z nia kontaktu przez końcowy okres jej choroby. Ale ja miałam wtedy wciaż mówione, że babcia patrzy na mnie z nieba. I ja do dzisiaj, mimo, że w to nie wierzę, mam jakieś takie ciepłe poczucie, że ta babcia faktycznie jest ze mna. Generalnie dla mnie, ludzie po śmierci żyja w nas, w naszej pamięci.
Z kolei mój partner, nie ateista a agnostyk, ma jakaś traume zwiazana ze śmiercia. Nie wiemy skad, ale odczuwa paniczny przed nia lęk, a szczególnie przed opcja, że potem, to już nic nie ma. A też był wychowany "jako-tako" po katolicku, więc to nie tak, że mi wiara pozwoliła oswoić się ze śmiercia, a on nie miał tej szansy.
Więc dryfuje, dla mnie nadal w temacie, w tym kierunku. Myślicie, że jakieś konkretne idee, słowa lub wydarzenia z dzieciństwa miały na was pozytywny lub negatywny wpływ w temacie? (tj. z pewnościa miały wpływ, ale czy jest coś z czego zdajecie sobie bardziej świadomie sprawę).