Po długiej nieobecności odświeżam wątek
Więc tak, odwiedziliśmy klub! Więc mam wielką ochotę podzielić się wrażeniami, również dla osób ciekawych co i jak.
Trochę tła, dla tych co nie wiedzą. Jesteśmy z moim partnerem względnie krótko, ale jesteśmy oboje zaangażowani na 100%, bardzo blisko emocjonalnie, partnerske relacje, dwójka dzieci. Wspieramy się, kochamy, lubimy, gadamy godzinami o pierdołach i lubimy doprawiony seks.
Już jakiś czas gadaliśmy o o wyprawie do klubu. Bardzo nam zależało, żeby to nie był podrzędny obślizgły klub, ani żeby nie wskoczyć za pierwszym razem na imprezę w temacie gangbang. Nosiliśmy się z tym i nosiliśmy, w między czasie zawaleni obowiązkami rodzinnymi itp. No ale w końcu się udało. Godzina jazdy w środku nocy i jesteśmy.
W ogóle po pierwsze - przyjechaliśmy za późno. Byliśmy wcześniej na imprezie u znajomego, w dodatku poprzebierani od czapy. Nie było źle, ale podejrzewam że na początek lepiej było przyjechać wcześniej, kiedy ludzie jeszcze mają na sobie ubrania, no i kiedy my jesteśmy ubrani normalnie.
Ponieważ byliśmy późno większość ludzi była w większym lub mniejszym negliżu. Zajmuje to trochę czasu, żeby się przyzwyczaić, szczególnie faceci w slipach (kobiety w bieliźnie są tak popularne w kulturze masowej, że w sumie już nie ruszają).
Co mnie uderzyło i było na największy plus, to otwartość. Wszyscy są sympatyczni, uśmiechnięci, nienachalni. Jakby nie było jestem po dwóch ciążach, jeszcze nie czuję się100% dobrze w mojej skórze, ale w pewnym momencie (brzydko) stwierdziłam, że w porównaniu z paroma innymi paniami to jestem na plus. A ani one się nie krępowały, ani nikt nie zdawał się ich oceniać.
Generalnie były osoby 20kilka do 50kilka, od młodych, pięknych i wysportowanych, po starszych i lekko obwiśniętych. Nikt się nie krępował, nikt nikogo nie oceniał. Zajęło nam to parę kursów między salą taneczną i szatnią, ale ostatecznie wylądowałam w stringach i tanktopie. W pewnym momencie i topless, bo próbowaliśmy skorzystać z sauny. To poczucie otwartości i akceptacji jest naprawdę fantastyczne.
Z drugiej strony, było to wszystko mało erotyczne. Czułam się trochę jak na plaży nudystów, ale jakoś kręcić mnie to nie kręciło. Ot, goli ludzie. Ponownie, chyba przyszliśmy za późno, i erotyczne napięcie już było w większości rozładowane.
Poszliśmy na małe zwiedzanie po górnym piętrze, gdzie wstęp jest jedynie w bieliźnie. Tam napotkaliśmy trochę zabawiających się golasów. Różno małych i większych pokoików. Salka kinowa, ewidentnie pod akcje grupowe, z filmami porno. I trafiliśmy na scenę 2x2 na żywo. Mojego faceta to zdecydowanie podekscytowało, widzieć ludzi uprawiających seks na żywo, w dodatku w czworokącie. Zdecydowanie bawili się świetnie, chociaż mnie to troszkę odrzuciło - zobaczyłam trochę za dużo za wcześnie.
W sumie zaczęliśmy się dobrze bawić, kiedy zaakceptowałam, że może i wszyscy inni nie są erotyczni i brakuje tam chemii, którą tak lubię - ale za to my możemy być. Potańczyliśmy, skupiłam się na partnerze i na tym, że możemy robić co nam się żywnie podoba. Czy ktoś jest ubrany, przebrany, czy rozebrany. Czy bardzo sensualny, czy po prostu lata z cyckami na wierzchu, czy tańczy głupio dla zabawy - nikt nie czuję się oceniany. Pod tym względem i paroma innymni, w sumie lepiej i bezpieczniej niż w zwykłym klubie. Nie ma stresu, że ktoś coś wrzuci do drinka, że jak mnie na chwilę facet zostawi to zaraz ktoś się do mnie przyczepi, że ktoś nachalnie podrywa. Naprawdę klasa i luz.
Tak więc potańczyliśmy, gdzieś na boku w ustronnym miejscu zaczeliśmy nawet uprawiać seks, ale akurat było tam trochę niewygodnie. Poszliśmy w poszukiwaniu lepszego miejsca, ale w sumie skończyło się na zwiedzaniu, bo już było późno i wszystkie miejsca były "użyte". Obsługa na bieząco czyści, ale chyba o 5tej rano już im się nie chciało
W sumie było bardzo ciekawie. Obojgu nam się podobało i oboje chcemy już wrócić. Mój partner ma fantazje mnie z inną kobietą, chociaż, o dziwo, mnie bardziej fascynuje opcja podglądania jego z inną kobietą.
I tu dodam, że jako młodszy szczyl to byłam raczej zazdrosnym typem. W stylu "ja tak bardzo kocham, że nie dzielę się z nikim". Jednak już od długiego czasu myślałam o tych sprawach, jeszcze przed obecnych partnerem, że zazdrość w kwestiach fizycznych jest w sumie uwarunkowa kulturowo i chciałabym się jej kiedys wyzbyć. Brzmi to jak powtarzany frazes, ale naprawdę to nie jest kwestia że nie kochamy się wystarczająco, lub musimy sobie urozmaicać nasze nudne życie. Jest to ekscytujace, ale tylko dzięki temu, że ufamy sobie w 100%, że jesteśmy tak blisko ze sobą, że seks jest tylko dodatkiem, zabawą, którą można dzielić z innymi. Sedno naszego związku jest dużo głębsze i zdecydowanie nie do ruszania przez takie pierdoły.
To jest, jeszcze nie swingowaliśmy, ale coś czuję, że ten moment nadejdzie prędzej niż planowaliśmy. Po tej jednonocnej wyprawie już nie mogę się doczekać następnej, tym razem jednak lepiej zorganizowanej z naszej strony.
Także o, podzieliłam się. Jeśli ktoś jest ciekawy i ma jakieś pytania, to chętnie odpowiem, bo ja sama byłam pewna obaw. Niby przeczytałam trochę artykułów i opinii za wczasu, ale to nie to samo co zobaczyć i poczuć wszystko na żywo.