Czy mieliście kiedyś tak?
Moderator: modTeam
Czy mieliście kiedyś tak?
Czy mieliście kiedyś tak wielki problem, że cała reszta przestała mieć zanczenie?Że sprawy, które kiedys były najważniejsze i zawsze na pierwszym miejcu przestały w ogóle być widoczne?Że przestaliście planować cokolwiek, wierzyć w cokolwiek, myśleć o czymś innym. Że przed zaśnięciem dopadały Was najczarniejsze z czarnych myśli i wierciły sie w głowie, aż do 4 nad ranem. Że z dnia na dzień co raz częściej padało pytanie- po co?To i tak nie ma sensu.
Tak...nie raz...nie z jednym...normalka, pytanie tylko, czy rano z uśmiechem powiesz do siebie "głupia byłam przecież i tak go kocham i bedę z nim jak długo on zechce" czy też powiesz "dziś to zakończę". Jedno jest pewne, myślenie, rozpaczanie, wyolbrzymianie problemu nic nie da! Trzeba podjąć decyzję i 3mać sie jej w miarę rozsadku i morzliwości. powodzonka!
OnlyJusti
A jaki masz problem Paula?
Z rodziną, z chłopakiem, z pieniędźmi, chorobą, samotnością, hazardem, narkomania?
Jeden kit, uświadom sobie, że bywają gorsze problemy i niejeden z nich wychodzi. Trzeba biec dalej, nie zatrzymywać się i nie płakać nad rozlanym mlekiem. Nie ma co myśleć za dużo. Organizuj życie dalej, a szczęście samo się uśmiechnie.
Z rodziną, z chłopakiem, z pieniędźmi, chorobą, samotnością, hazardem, narkomania?
Jeden kit, uświadom sobie, że bywają gorsze problemy i niejeden z nich wychodzi. Trzeba biec dalej, nie zatrzymywać się i nie płakać nad rozlanym mlekiem. Nie ma co myśleć za dużo. Organizuj życie dalej, a szczęście samo się uśmiechnie.
"Można być w kropli wody światów odkrywcą. Mozna wędrując dookoła świata przeoczyć wszystko."
Problem? Hmm tego nawet nie wiem czy można nazwać problemem.
Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu. Mam 70% szans na raka. Nigdzie nie mogę wyjechać, bo muszę być pod stałą kontrolą. Nie mówie już o zażywaniu rozkoszy cielesnych z osobą którą kocham, dlatego również boję się jak długo ona wytrzyma przy mnie. Na razie to tylko dla niego żyję, bo ciągle mi wmawia , że będzie dobrze.
Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu. Mam 70% szans na raka. Nigdzie nie mogę wyjechać, bo muszę być pod stałą kontrolą. Nie mówie już o zażywaniu rozkoszy cielesnych z osobą którą kocham, dlatego również boję się jak długo ona wytrzyma przy mnie. Na razie to tylko dla niego żyję, bo ciągle mi wmawia , że będzie dobrze.
- Sylwunia24
- Entuzjasta
- Posty: 135
- Rejestracja: 29 kwie 2006, 21:18
- Skąd: Tarnów
- Płeć:
Paula pisze:Na razie to tylko dla niego żyję, bo ciągle mi wmawia , że będzie dobrze.
To dobrze że masz w nim wsparcie i tego sie musisz trzymać, że bedzie dobrze!
Paula pisze:Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu. Mam 70% szans na raka. Nigdzie nie mogę wyjechać, bo muszę być pod stałą kontrolą
bardzo mi przykro! Trzymam kciuki za Twoje zdrowie.
Paula pisze:Czy mieliście kiedyś tak wielki problem, że cała reszta przestała mieć zanczenie?Że sprawy, które kiedys były najważniejsze i zawsze na pierwszym miejcu przestały w ogóle być widoczne?Że przestaliście planować cokolwiek, wierzyć w cokolwiek, myśleć o czymś innym.
Tak miałam takie i jeszcze gorsze uczucia kiedy nagle umarła moja mama.Miałam wtedy 17 lat i życie nagle zawaliło mi sie pod nogi. Nic nie miało sensu... nic. Bardzo jej potrzebowałam i nie byłam na to gotowa. W nocy dostała zawału serca i nie przeżyła go. Bylo cholernie cięzko, dalej boli. Naszczęście był przy mnie Mój i zaczęłm z powrotem żyć, a z czasam nawet cieszyc się życiem, wiedząc ze Ona zawsze bedzie nade mną czuwać.
Miłość jest sztuką produkowania czegoś, dzięki możliwościom kogoś innego. »
Paula pisze: Mam 70% szans na raka.
Skąd takie przypuszczenia?
Patrząc na genetykę w mojej rodzinie, też mnie to czeka. I niestety widzę nawet 90%. Smutne chorelnie, ale mysleć o tym nie wolno.
Paula pisze:Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu
Paula, czy prawdziwa, spełniona kobieta MUSI urodzić dziecko? Z jakiej racji? Starych konserwatystów? Pomyśl co możesz zrobić innego dobrego. Przecież adoptujac dziecko dajesz komuś szansę lepszego życia, poświęcasz mu swoje życie. To jest piękne!!!
Paula pisze:Nie mówie już o zażywaniu rozkoszy cielesnych z osobą którą kocham, dlatego również boję się jak długo ona wytrzyma przy mnie.
A buziaki, przytulanie, głaskanie, pieszczoty oralne? Trzeba jakoś omijać problem. Łatwo nie jest, ale takżyć też można, i to całkiem szczęsliwie.
Nie możesz się załamać. Pomyśl, że masz Jego, który jest przy Tobie. Nie możesz mu okazywać smutki, spraw, by był szcześliwy. Pięlegnuj ten związek, bo przy takiej sytuacji życiowej, to może być naprawdę coś warte wszystkiego ! Więcej optymizmu Paula. Dasz radę, musisz tylko chcieć ! Uszy do góry !
"Można być w kropli wody światów odkrywcą. Mozna wędrując dookoła świata przeoczyć wszystko."
Paula, czy prawdziwa, spełniona kobieta MUSI urodzić dziecko? Z jakiej racji? Starych konserwatystów? Pomyśl co możesz zrobić innego dobrego. Przecież adoptujac dziecko dajesz komuś szansę lepszego życia, poświęcasz mu swoje życie. To jest piękne!!!
Podpisuje się pod tym obiema rękami!
Rozumiem, że jest Ci ciężko. Ale nie myśl o tym, że np. z powodu choroby Twój ukochany odejdzie - przecież Cię kocha i wspiera!
Postaraj się to doceniać.
Trzeba się pozbierać i żyć dalej. Rak to nie jest wyrok, ale tymbardziej póki nie masz pewności to myśl optymiastycznie~!
Paula pisze:Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu. Mam 70% szans na raka. Nigdzie nie mogę wyjechać, bo muszę być pod stałą kontrolą. Nie mówie już o zażywaniu rozkoszy cielesnych z osobą którą kocham, dlatego również boję się jak długo ona wytrzyma przy mnie. Na razie to tylko dla niego żyję, bo ciągle mi wmawia , że będzie dobrze.
Ciesz się, że masz takiego faceta! Jest przy Tobie i oby się to nie zmieniło. Poza tym: podejście. Domyślam się, że trudno myśleć optymistycznie w takiej sytuacji, ale pozytywne nastawienie to już połowa sukcesu. Naprawdę! Znam ludzi, którzy też walczyli z rakiem, ale wierzyli, że im się uda, chodzili uśmiechnięci, pełni życia i - udało się. Nie mówię, że nawrotów nie będzie, bo też pod kontrolą lekarską muszą być, ale sami lekarze stwierdzili, że wiara i optymizm pomagają przezwyciężyć chorobę. Zobacz.... życie Ci ucieka. Każda minuta jest cenna - i każdy powinien o tym pamiętać, chory czy zdrowy. Pogrążanie sie w beznadziejności i zatapianie w czarnych myślach - tak upływa czas.... bezcenny czas! A tak być nie powinno... Cieszyć się mimo wszystko. Bo myślę, że zostało jeszcze wiele powodów do radości. I, co ważniejsze - masz to wsparcie.
Również moje duchowe Wierzę, że dobrze to wszystko się potoczy. Nie mogę do końca wiedzieć, co czujesz i przeżywasz, mogę się tylko domyślać i snuć tu takie wywody. Ale spróbuj zlikwidować lub chociaż uciszyć ten niepokój i strach, który nie pozwala Ci cieszyć się z tego, co masz. Bo to on prędzej Cię zje niż sama choroba (jeśli się rozwinie, ale z całego serca Ci tego nie życzę).
A z tym dzieckiem... Zapewne jest ryzyko, że i ono bedzie miało raka. Ale życie.... życie to rzecz piękna i bezcenna. Nawet jeśli jest krótkie. To już inna decyzja do rozstrzygnięcia: czy lepiej dać życie mimo ryzyka choroby i ciężkiej z nią walki, czy nie dawać go wcale.
Trzymaj się...
"Jeśli traktujesz życie ze śmiertelną powagą, nie licz na wzajemność" [A. Mleczko]
Czasem i ja mam takie myśli...chyba jak każdy.
Ale grunt to pozytywne myślenie.
Sama kiedyś miałam ponad 60%...ale leczenie pomogło,więc uwierz mi,że pozytywne myślenie dużo daje,chociaż sama niekiedy myślałam,że lepiej byłoby skoczyć z mostu niż trwać w tej całej niepewności jutra:-/
Ale teraz jestem prawie zdrowa...i na nowo cieszę się życiem.
Czasem jednak czarne myśli powracają...
Ale grunt to pozytywne myślenie.
Sama kiedyś miałam ponad 60%...ale leczenie pomogło,więc uwierz mi,że pozytywne myślenie dużo daje,chociaż sama niekiedy myślałam,że lepiej byłoby skoczyć z mostu niż trwać w tej całej niepewności jutra:-/
Ale teraz jestem prawie zdrowa...i na nowo cieszę się życiem.
Czasem jednak czarne myśli powracają...
Carpe diem!
Naprawdę fatalna sytuacja...ale wierzę w Ciebie i w Naszą medycynę, choc nie mozesz narazie nigdzie wyjeżdzać pomyśl sobie, ze dzięki temu masz wielkie szanse na szybkie wyleczenie, na niebawem w pełni normalne,zdowe życie u boku mężczyzny, który jak sama widzisz wspiera Cię i z z pewnością nie opuści!! Wierz w cud zwany wyleczeniem i w miłość swojego mężczyzny!! No a dzieci...zawsze mozecie zaadoptować, są ważne,a le przecież nie najważniejsze!! Rozkosze cielesne...jak kocha tak jak okazuje to przecież poczeka na tego typu sprawy, z pewnoscią martwiac sie o Ciebie nawet o tym nie myśli liczy sie Twoja osoba, życie!! a nie sex z Tobą!! 3maj się!!:*
OnlyJusti
- misiucha22
- Pasjonat
- Posty: 295
- Rejestracja: 12 mar 2006, 23:34
- Skąd: z Polski :)
- Płeć:
Paula pisze:Problem? Hmm tego nawet nie wiem czy można nazwać problemem.
Najprawdopodobniej nigdy nie spełnię sie jako kobieta- nie będę mogła urodzić syna mojemu jedynemu. Mam 70% szans na raka. Nigdzie nie mogę wyjechać, bo muszę być pod stałą kontrolą. Nie mówie już o zażywaniu rozkoszy cielesnych z osobą którą kocham, dlatego również boję się jak długo ona wytrzyma przy mnie. Na razie to tylko dla niego żyję, bo ciągle mi wmawia , że będzie dobrze.
Paula, podpisuję się pod wszystkimi ciepłymi słowami moich poprzedników Wierzę, że wszystko będzie w porządku. Wiele ludzi po przebyciu takiej choroby wraca do zdrowia. Niedawno moja ciocia była operowana - rak żołądka. Poważna operacja, jednak żyje i ma się dobrze. Bogu dzięki nie ma przerzutów. Mysl pozytywnie.
A jeśli chodzi o czarne myśli, to rozumiem. Sama miałam taki okres w swoim zyciu, gdy myślałam - "Nie, nic już nie ma sensu. " Ale wyszłam z tego, pomogli mi bliscy. I Ty kochana ciesz się, że masz takiego chłopaka, bo to chodzący skarb Trzymam za Ciebie kciuki
"Homo sum, et nil humanum a me alienum esse puto"
Terencjusz
Terencjusz
Napisałam ten post tydzień temu a dzisiaj wszystko co miałam na sercu spłyneło ze mnie. Całe nerwy w jakich żyłam pół roku, te wylane łzy, te nie przespane noce i najgorsze myśli jakie mogą dopaśc człowieka- czyli mysli samobójcze- okazały się bezpodstawne. Może nie tyle co bezpodsatwne ile niepotrzebne. Poczułam się tak jak bym zdjęła z siebie ołowiany pancerz, który mnie ściagał tam- na sam dół i przygniatał, że brakowało mi powietrza. Może będzie dobrze a może bedzie nawet lepiej niż dobrze, bo człowiek który mi pomógł to przejść wytrzymał i cieszy się razem ze mną. Dziekuję- dziękuję całemu światu.
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 431 gości