Ona czy ja ?
: 17 sty 2006, 23:56
Witam !
Na początku chciał bym zaznaczyć : Tak, jestem tym złym, paskudnym facetem mającym swoje potrzeby seksualne. Pisze tak bo wydaje mi sie, że wśród płci pięknej panuje przekonanie, że faceci myślą tylko o tym. Otóż drogie panie, tak ! Tak już jestem skonstruowany, mam na nią straszną ochotę mimo tego, że robie wszystko żeby tego nie ujawniać. Nie chce żeby ktoś pomyślał że dla mnie liczy się tylko " sex " itd. Staram się ująć trapiącą mnie sprawe jak najmniej rzeczowo, mam nadzieje że mi sie udało. Przejde jednak do rzeczy.
Z moją dziewczyną jesteśmy już jakoś ponad 1.5 roku ) Wczesniej długi czas spotykaliśmy się Bardzo się kochamy, jest dla mnie najważniejsza na świecie i nie moge bez niej żyć. Przez ten cały czas nie opuszczamy się ani na krok. Nasze życie seksualne na początku było w miare aktywne. Przeżyliśmy ze sobą " ten " pierwszy raz, ale zaniechaliśmy tego odrazu, ze względu na ryzyko niechcianej ciąży ( zabezpieczenia może pomagają, ale strach i tak zostaje ) Ograniczaliśmy się tylko do pieszczot i wszystko było ok.
Jako że wykazywałem się dość dużym popędem, a nasze zbliżenia - niezbyt częste i niezbyt często kończyły się moim " szczytowaniem " wspomagałem się sam. ( wiem że dla niektórych ich ilość mogła by być ogromna, a dla innych znikoma, ja przedstawiłem to według swoich " potrzeb " - w przenośni oczywiście. ) Przeglądałem przy tym jakieś fotki, i filmy ( zresztą musze przyznać że robiłem to od małego ) Na tym etapie wszystko było w najlepszym porządku. Starałem się zaspokajać ją jak tylko moge. Sam, gdy tak nie było, zaspokajałem siebie i byłem w 101 % zadowolony.
W pewnym momencie jednak, gdy moja dziewczyna dowiedziała się o tym ( nie ukrywałem tego jakoś specjalnie przed tym, ale też nie mówiłem o tym ) zrobiło jej sie przykro, że oglądałem jakieś dziewczyny w necie. Jako że doskonale ją rozumiem, obiecałem jej że już nigdy więcej tego nie będe robił, i tak sie stało. Przeprosiłem i wszystko było wporządku.
Jako że nasze bliskie kontakty były na tym samym poziomie, też wszystko było jak należy. Może mój poziom seksualnego "zaspokojenia" nie był najwyższy ( czasami zdażały się kryzysy ) ale ogólnie byłem zadowolony. Po pewnym jednak czasie nasze zbliżenia zrobiły się coraz żadsze i żadsze. Gdy próbowałem rozmawiać o tym z moją dziewczyną, mówiła że po prostu nie ma ochoty itd.
W tym względzie tez ją doskonale rozumiem. Nie musi mieć przecież na to ochote, naprawde to nie stanowi dla mnie żadnego problemu itp. Ogólnie już na początku założyłem ze w tej dziedzinie ona w 100 % jest szefem ( lepiej uniknać nieporozumień czy sprzeczności zdań. Nie chce niechcący sprawić jej przykrości. Wykazuje sie największym zrozumieniem na jakie mnie stać. )
Często bywało tak że co innego pisaliśmy do siebie np. w smsach, a inaczej przekładało się to na rzeczywistość. Różne sprośne smsy w których pisaliśmy co bedizemy robić jak do mnie przyjdzie nijako miały się do rzeczywistości. Ta sprawa również nie była dla mnie niczym niezwykłym. Uznałem że może mieć rózne nastroje, i nie zawsze to co mówiła musi mieć odzwierciedlenie w przyszłości.
Z biegiem czasu nasza ilość zbliżeń zmalała do zera, kilka razy rozmawialiśmy o tym, mówiła że porpostu nie ma ochoty, czasami mówiła że chciała by przestać to robić na jakiś czas. Zgodziłem się z nią, nie było tu żadnego problemu. Czasami bywało że proponowała mi zbliżenie, ja mówiłem jej zeby dokładnie się zastanowiła, bo nie chce żeby robiła to pod wpływem jakiegoś impulsu, a później np. żałowała itd. Ona po godzinie czy dwóch odpowiadała że jednak nie chce żebyśmy to robili. Ja na to też przystawałem. Wszystko tak jak poprzednio było ok.
Czas leciał, zdarzało się że zaczynaliśmy a za chwile było - stop. Tutaj jak poprzednio, dawałem jej czas, nie naciskałem, mówiła że raz ma ochote a raz nie i że to nie jej wina. Rozumiem ją w tym wględzie też w 100 %. Starałem się być jak najbardziej wyrozumiały.
Czas dalej leciał... Przeważnie gdy coś się zaczyna kończy się na - stop. Gdy nawet dojdzie do jakiegoś zbliżenia to najczęsciej za zajmuje się jej ciałem ( zawsze jedno z nas pozostaje w ubraniu, względy bezpieczeństwa ) no a potem koniec, ja schodze na dalszy plan. Mniej więcej jest tak wcześniej, od dłuższego czasu. Zdarzają się erotyczne smsy, wkleja mi zdjęcia bielizny itd. Gdy jednak przyjdzie co do czego - nic. Pytałem kilkadziesiąt razy czy wszysto jest wporządku, ona mówi m.w. to co wczesniej - " po prostu nie mam ochoty "
Tak jak pisałem wczesniej, rozumiem ją doskonale, nie mam najmniejszych pretensji czy wewnętrznego żalu. Ona ma do tego 100 % prawo, to ona w tym rządzi, i jej strona w tym wszystkim jest w 104 % wporządku wobec mnie. Problem jednak zaczyna się ze mną.
Otóż przestaje dawać rady. Nie będe ukrywał, choć może ktoś pomyśleć że jestem jakimś pieprzonym napaleńcem - brakuje mi tego. Mam śliczną dziewczynę, z naprawde wspaniałym ciałem, którą kocham nad życie i musze jakoś się hamować. Kiedyś próbowałem z nią porozmawiać, że mi cięzko. Powiedziałem że oczywiście to nie jej wina, ona jest ok. itd, ale brakuje mi tego, i że to jest tj. nasz problem, bo wkońcu jesteśmy ze sobą, i że warto o tym rozmawiać. Skończyło się na tym że powiedziała mi że mi tylko na tym zależy itd. nie będe sie rozpisywał bo i tak nie wiem czy komuś będzie sie chciało to wszystko czytać.
Żałuje że podjęłem sie tamtej rozmowy. Myślałem że ide w dobrą stronę, jednak to był błąd. Cały ten czas odkąd nasze bliskie kontakty się osłabiły utrzymuje że wszystko jest ok i że ta potrzeba nie jest dla mnie prawie że istotna. Ona w tym naprawde nie ma żadnej winy, ona jest wporządku wobec mnie, tylko ja nie moge dać sobie rady ze sobą.
Tutaj zwykłe zaspokojenie siebie nic nie daje, najwyżej chwilowe odprężenie. Brakuje mi widoku kobiecego nagiego ciała, brakuje mi tej cielesnej bliskości. Cięzko mi sie na czymkolwiek skupić. Myśle o tym codziennie, wyobraźnia nie daje mi spokoju. Jestem non stop jakiś rozdrażniony, zestresowany, zfrustrowany. Czasami myśle że po prostu kompletnie zeświruje. Ciężko mi z tym jak 150. Staram się utrzymać moją silną wolę jak tylko się da, ale jak walczyć z... naturą ? Chyba moge tak powiedzieć, bo jest to najbardziej zwierzęca potrzeba jaką znam. Nie jesteśmy zwierzętami, i potrafimy panować nad swoimi popędami ale jak tu się skupić na codziennych sprawach, nie mówiąc już o nauce czy przygotowaniu się na zajęcia.
Ktoś by mógł powiedzieć - facet, wróć do tego co było wczesniej, zaspokój swoją potrzebe na takie widoki przez internet. Otóż NIE, obiecałem jej to, rozumiem ją w tym względzie i to nie jest wyjście. Sam ze sobą w 4 oczy nie potrafie już się zaspokoić. Ona w tym względzie jest wobec mnie całkowicie wporządku. Nie chce jej tym obarczać, i robić z tego nasz problem.
Reasumując : Kocham swoją dziewczyne, i jestem strasznie napalony. Obiecałem jej nie oglądać gołych babek, ona nie chce mi " się oddawać " ( sory za określenie ) ale w 100 % ją rozumiem. Sam próbuje nad tym panować, ale czasami strasznie mnie to za przeproszeniem wk*** i przestaje dawać rade. Nie chce z nią o tym rozmawiać z powyżej podanych powodów ( nie zrozumie, nawet jeśli powie żę ok, to będzie jej przykro, ten temat po prostu nie przejdzie ) więc... co zrobić ?
Na początku chciał bym zaznaczyć : Tak, jestem tym złym, paskudnym facetem mającym swoje potrzeby seksualne. Pisze tak bo wydaje mi sie, że wśród płci pięknej panuje przekonanie, że faceci myślą tylko o tym. Otóż drogie panie, tak ! Tak już jestem skonstruowany, mam na nią straszną ochotę mimo tego, że robie wszystko żeby tego nie ujawniać. Nie chce żeby ktoś pomyślał że dla mnie liczy się tylko " sex " itd. Staram się ująć trapiącą mnie sprawe jak najmniej rzeczowo, mam nadzieje że mi sie udało. Przejde jednak do rzeczy.
Z moją dziewczyną jesteśmy już jakoś ponad 1.5 roku ) Wczesniej długi czas spotykaliśmy się Bardzo się kochamy, jest dla mnie najważniejsza na świecie i nie moge bez niej żyć. Przez ten cały czas nie opuszczamy się ani na krok. Nasze życie seksualne na początku było w miare aktywne. Przeżyliśmy ze sobą " ten " pierwszy raz, ale zaniechaliśmy tego odrazu, ze względu na ryzyko niechcianej ciąży ( zabezpieczenia może pomagają, ale strach i tak zostaje ) Ograniczaliśmy się tylko do pieszczot i wszystko było ok.
Jako że wykazywałem się dość dużym popędem, a nasze zbliżenia - niezbyt częste i niezbyt często kończyły się moim " szczytowaniem " wspomagałem się sam. ( wiem że dla niektórych ich ilość mogła by być ogromna, a dla innych znikoma, ja przedstawiłem to według swoich " potrzeb " - w przenośni oczywiście. ) Przeglądałem przy tym jakieś fotki, i filmy ( zresztą musze przyznać że robiłem to od małego ) Na tym etapie wszystko było w najlepszym porządku. Starałem się zaspokajać ją jak tylko moge. Sam, gdy tak nie było, zaspokajałem siebie i byłem w 101 % zadowolony.
W pewnym momencie jednak, gdy moja dziewczyna dowiedziała się o tym ( nie ukrywałem tego jakoś specjalnie przed tym, ale też nie mówiłem o tym ) zrobiło jej sie przykro, że oglądałem jakieś dziewczyny w necie. Jako że doskonale ją rozumiem, obiecałem jej że już nigdy więcej tego nie będe robił, i tak sie stało. Przeprosiłem i wszystko było wporządku.
Jako że nasze bliskie kontakty były na tym samym poziomie, też wszystko było jak należy. Może mój poziom seksualnego "zaspokojenia" nie był najwyższy ( czasami zdażały się kryzysy ) ale ogólnie byłem zadowolony. Po pewnym jednak czasie nasze zbliżenia zrobiły się coraz żadsze i żadsze. Gdy próbowałem rozmawiać o tym z moją dziewczyną, mówiła że po prostu nie ma ochoty itd.
W tym względzie tez ją doskonale rozumiem. Nie musi mieć przecież na to ochote, naprawde to nie stanowi dla mnie żadnego problemu itp. Ogólnie już na początku założyłem ze w tej dziedzinie ona w 100 % jest szefem ( lepiej uniknać nieporozumień czy sprzeczności zdań. Nie chce niechcący sprawić jej przykrości. Wykazuje sie największym zrozumieniem na jakie mnie stać. )
Często bywało tak że co innego pisaliśmy do siebie np. w smsach, a inaczej przekładało się to na rzeczywistość. Różne sprośne smsy w których pisaliśmy co bedizemy robić jak do mnie przyjdzie nijako miały się do rzeczywistości. Ta sprawa również nie była dla mnie niczym niezwykłym. Uznałem że może mieć rózne nastroje, i nie zawsze to co mówiła musi mieć odzwierciedlenie w przyszłości.
Z biegiem czasu nasza ilość zbliżeń zmalała do zera, kilka razy rozmawialiśmy o tym, mówiła że porpostu nie ma ochoty, czasami mówiła że chciała by przestać to robić na jakiś czas. Zgodziłem się z nią, nie było tu żadnego problemu. Czasami bywało że proponowała mi zbliżenie, ja mówiłem jej zeby dokładnie się zastanowiła, bo nie chce żeby robiła to pod wpływem jakiegoś impulsu, a później np. żałowała itd. Ona po godzinie czy dwóch odpowiadała że jednak nie chce żebyśmy to robili. Ja na to też przystawałem. Wszystko tak jak poprzednio było ok.
Czas leciał, zdarzało się że zaczynaliśmy a za chwile było - stop. Tutaj jak poprzednio, dawałem jej czas, nie naciskałem, mówiła że raz ma ochote a raz nie i że to nie jej wina. Rozumiem ją w tym wględzie też w 100 %. Starałem się być jak najbardziej wyrozumiały.
Czas dalej leciał... Przeważnie gdy coś się zaczyna kończy się na - stop. Gdy nawet dojdzie do jakiegoś zbliżenia to najczęsciej za zajmuje się jej ciałem ( zawsze jedno z nas pozostaje w ubraniu, względy bezpieczeństwa ) no a potem koniec, ja schodze na dalszy plan. Mniej więcej jest tak wcześniej, od dłuższego czasu. Zdarzają się erotyczne smsy, wkleja mi zdjęcia bielizny itd. Gdy jednak przyjdzie co do czego - nic. Pytałem kilkadziesiąt razy czy wszysto jest wporządku, ona mówi m.w. to co wczesniej - " po prostu nie mam ochoty "
Tak jak pisałem wczesniej, rozumiem ją doskonale, nie mam najmniejszych pretensji czy wewnętrznego żalu. Ona ma do tego 100 % prawo, to ona w tym rządzi, i jej strona w tym wszystkim jest w 104 % wporządku wobec mnie. Problem jednak zaczyna się ze mną.
Otóż przestaje dawać rady. Nie będe ukrywał, choć może ktoś pomyśleć że jestem jakimś pieprzonym napaleńcem - brakuje mi tego. Mam śliczną dziewczynę, z naprawde wspaniałym ciałem, którą kocham nad życie i musze jakoś się hamować. Kiedyś próbowałem z nią porozmawiać, że mi cięzko. Powiedziałem że oczywiście to nie jej wina, ona jest ok. itd, ale brakuje mi tego, i że to jest tj. nasz problem, bo wkońcu jesteśmy ze sobą, i że warto o tym rozmawiać. Skończyło się na tym że powiedziała mi że mi tylko na tym zależy itd. nie będe sie rozpisywał bo i tak nie wiem czy komuś będzie sie chciało to wszystko czytać.
Żałuje że podjęłem sie tamtej rozmowy. Myślałem że ide w dobrą stronę, jednak to był błąd. Cały ten czas odkąd nasze bliskie kontakty się osłabiły utrzymuje że wszystko jest ok i że ta potrzeba nie jest dla mnie prawie że istotna. Ona w tym naprawde nie ma żadnej winy, ona jest wporządku wobec mnie, tylko ja nie moge dać sobie rady ze sobą.
Tutaj zwykłe zaspokojenie siebie nic nie daje, najwyżej chwilowe odprężenie. Brakuje mi widoku kobiecego nagiego ciała, brakuje mi tej cielesnej bliskości. Cięzko mi sie na czymkolwiek skupić. Myśle o tym codziennie, wyobraźnia nie daje mi spokoju. Jestem non stop jakiś rozdrażniony, zestresowany, zfrustrowany. Czasami myśle że po prostu kompletnie zeświruje. Ciężko mi z tym jak 150. Staram się utrzymać moją silną wolę jak tylko się da, ale jak walczyć z... naturą ? Chyba moge tak powiedzieć, bo jest to najbardziej zwierzęca potrzeba jaką znam. Nie jesteśmy zwierzętami, i potrafimy panować nad swoimi popędami ale jak tu się skupić na codziennych sprawach, nie mówiąc już o nauce czy przygotowaniu się na zajęcia.
Ktoś by mógł powiedzieć - facet, wróć do tego co było wczesniej, zaspokój swoją potrzebe na takie widoki przez internet. Otóż NIE, obiecałem jej to, rozumiem ją w tym względzie i to nie jest wyjście. Sam ze sobą w 4 oczy nie potrafie już się zaspokoić. Ona w tym względzie jest wobec mnie całkowicie wporządku. Nie chce jej tym obarczać, i robić z tego nasz problem.
Reasumując : Kocham swoją dziewczyne, i jestem strasznie napalony. Obiecałem jej nie oglądać gołych babek, ona nie chce mi " się oddawać " ( sory za określenie ) ale w 100 % ją rozumiem. Sam próbuje nad tym panować, ale czasami strasznie mnie to za przeproszeniem wk*** i przestaje dawać rade. Nie chce z nią o tym rozmawiać z powyżej podanych powodów ( nie zrozumie, nawet jeśli powie żę ok, to będzie jej przykro, ten temat po prostu nie przejdzie ) więc... co zrobić ?