Proszę o kobiece refleksje i spostrzeżenia na mój przypadek
Moderator: modTeam
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
Proszę o kobiece refleksje i spostrzeżenia na mój przypadek
Witam
Chciałbym prosić o kobiece spojrzenie na mój przypadek i o komentarz "z drugiej strony barykady"
Mam 27 i od ponad 3 jestem w stałym związku. Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem i wszystko rozwinęło się w ekspresowym tempie, po pół roku byliśmy jak papużki nierozłączki, ona chorobliwie zazdrosna o każdą kobietę, każdą wolną chwilę staraliśmy się dzielić wspólnie, wspólnie też wyjeżdżaliśmy na wakacje, wypady, moja rodzina ją polubiła, ja w jej rodzinie też zostałem dobrze przyjęty, seks był czymś fantastycznym dla nas obojga, mieliśmy w swoim życiu też bardzo trudne chwile, w których to drugie było największym wsparciem gdy tego jedno potrzebowało, zdarzało się nam pomieszkiwać razem (mieszkamy od siebie 40km) tydzień, dwa, miesiąc, by zobaczyć czy wytrzymamy ze sobą jednym słowem idylla. I chyba było zbyt pięknie. Jakieś pół roku temu zacząłem się zastanawiać czy coś jest nie tak, bo wydawało mi się, że seks z jej strony jest jakiś taki mechaniczny, bezuczuciowy. Oczywiście wszystkie swoje spostrzeżenia jej przekazywałem na bieżąco, bo wg mnie najważniejsza jest szczera rozmowa i odpowiedź była oczywiście przewidywalna że wydaje mi się. Kiedyś co wieczór potrafiła mi napisać jakiegoś smsa na dobranoc, w ciągu dnia, zasypywała mnie wiadomościami czasami i bardzo mi się to podobało, bo widać było, że jej zależy. Od tego feralnego pół roku zaczęła pisać rzadziej, a gdy pisała o "miłości", to przychodziła wiadomość "kocham".... nie kocham cię, nie bardzo cię kocham, a właśnie kocham i nic więcej. To też zapaliło ostrzegawczą lampkę w mojej głowie, ale zostawiłem to dla siebie bo stwierdziłem, że może być to uznane za przewrażliwienie Prawdziwy obraz nadszedł w styczniu, gdy musiałem pójść do szpitala na pewien nieprzyjemny zabieg, po których czekały mnie prawie dwa miesiące leżenia w domu. Jak się pewnie już domyślacie w szpitalu się nie zjawiła, w weekend przed zabiegiem (miałem go w poniedziałek) też nie chciała do mnie przyjechać, choć miała pełną świadomość tego, że się stresuję, że potrzebuję wsparcia. Po zabiegu przeleżałem tydzień, drugi tydzień, a jej nie było, a to jej wypadało że nie może przyjechać bo jest ślisko i nie pożyczy jej ojciec samochodu, a to autobusu nie ma, a to musi jechać do kogoś tam po coś, jednym słowem standardowe wymówki. Jako człowiek sfrustrowany bólem i swoją niepełnosprawnością wyrzuciłem jej całą swoją żółć, że mam jej dość, że w związku miejsce drugiej połówki jest przy pierwszej w takich przypadkach i że może mi oddać moje graty bo jej już nie chcę. Przyjechała na drugi dzień (nagle miała jak ) spędziła u mnie jedną dobę. Reszta domowej rehabilitacji upłynęła mi samotnie. Tu zaczyna się kolejny ciekawy etap Otóż jak stanąłem na nogi i zacząłem się z nią ponownie widywać, seksu zero bo ma okres (co dwa tygodnie prawie ), bo ją boli brzuch, bo nie... Przytulanie się na odczep, spędzanie czasu wspólne też jakieś takie na zasadzie "przyjedziesz to przyjedziesz, nie to nie przyjedziesz, a ja do ciebie nie będę jechała bo nie mogę", buziaki raczej koleżeńskie. Kilka razy próbowałem odejść i mówiłem że jej nie chcę i zawsze mnie zatrzymywała. Wreszcie zmusiłem ją do megapoważnej rozmowy i wydusiłem z niej że "nie wie czy mnie kocha, ale nie chce się rozstawać". No to ja naiwnie pomyślałem że to ja się postaram to ratować Były kwiatki, miłe słowa, pomysły na wieczór, nic to nie dawało, nadal była jakaś dziwna i pomyślałem WTF? przecież to kurde ona powinna się starać nie ja, bo sama przyznała że te wszystkie problemy to jej wina. Z czasem zacząłem się do tego przyzwyczajać i coraz mniej do tego emocjonalnie podchodzić. Za każdym razem gdy chcę ją opuścić, a często się to zdarza, bo jednak jej zachowanie mnie irytuję (mówienie że chce być ze mną, a zachowywanie jakby chciala kolegi), ona stanowczo biega za mną, zatrzymuje mnie, dzwoni, pisze, bo nie chce się rozstawać, bo "może jeszcze będzie między nami tak jak było" (nie będzie, bo ja do kogoś takiego na pewno już zaufania miał nie będę przez te wszystkie kłamstwa którymi mnie karmiła), ale starań by się poprawiło nie ma żadnych. Na pytanie czy jedzie ze mną do mnie na weekend, odpowiada że nie, dlaczego? no bo nie i już, no to z mojej strony padają słowa, że jak mamy się widywać raz w miesiącu i nie wykorzystywać wolnych chwil do bycia ze sobą, to żegnam... wtedy pakuje się i nagle jedzie. Od pół roku nie wiem co to seks, przez ten okres co dwa tygodnie, bóle brzucha, zmęczenie, bóle głowy. Ok stwierdziłem że podejdę inaczej, może jakaś zabawa z gry wstępnej, tylko i wyłącznie. Zaczynam, staram się jak kiedyś bawię się łechtaczką, zero reakcji, gdy zbliżam się częścią dłoni do wejścia do pochwy "nie bo mnie tam boli". Nie wiem skąd wie, że ją boli, skoro od pół roku nic z mojej strony tam nie powędrowało (a samo z siebie nie boli, tylko przy penetracji). Kiedyś nie do pomyślenia było też by nad nasze spotkanie (najczęściej widzimy się tylko w piątek-sobota-niedziela, wolne dni, święta itp.) przedkładała spotkanie ze znajomymi których widzi na tygodniu, a też się takie coś zdarzyło. Jest tysiące aspektów, które da się zauważyć w jej zachowaniu, że jest inaczej niż było, nawet zanim sama mi się do tego przyznała. Jej siostra cioteczna zawsze dzwoniła do mnie lub do niej co robimy, teraz dzwoni do niej i pyta czy nie wpadnie bo gdzieś tam z kimś są, o mnie nawet nie wspomina. Mógłbym tak wymieniać przez cały dzień podobne drobnostki wskazujące na problem.
Zawsze byłem wobec niej uczciwy, w pewnym momencie pomyślałem, że oto ta właściwa, zawsze przedkładałem jej szczęście nad swoje, nie byłem ideałem który się nie pokłóci ani pantoflarzem na każde jej zawołanie, ale starałem się zawsze robić wszystko by pielęgnować ten związek. Nigdy nie przychodziła mi myśl o zdradzie, teraz zastanawiam się czemu jestem aż tak uczciwy i czemu mam to cholerne sumienie, bo może by mi było łatwiej. Twardo stąpam po ziemi, nie mam chorej nadziei że "wszystko się ułoży", raczej zrezygnowany się jeszcze z nią spotykam, żeby zaobserwować co będzie dalej, coraz częściej zaczynam szukać też alternatywy by spędzać czas inaczej, choć ciężko się odzwyczaić gdy przez ponad 3 lata było się z kimś na stałe. Szkoda mi też zamartwiać swoich rodziców bo wiem, że ją bardzo zaakceptowali, a mają pełno swoich zmartwień bym jeszcze miał dokładać im swoich, chciałbym też by doczekali wnuków, a widzę że będą musieli poczekać na kolejną szansę z następnego związku.
Chciałbym poznać tylko przypuszczalną genezę powstania problemu, a nikt tak nie zrozumie umysłu kobiety jak inna kobieta. Swoje koncepcje mam i jako facet, pewnie nietrudno się wam domyśleć, podejrzewam zdradę i kogoś innego mieszającego się między nas. Czekam na Waszą opinię...
Chciałbym prosić o kobiece spojrzenie na mój przypadek i o komentarz "z drugiej strony barykady"
Mam 27 i od ponad 3 jestem w stałym związku. Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem i wszystko rozwinęło się w ekspresowym tempie, po pół roku byliśmy jak papużki nierozłączki, ona chorobliwie zazdrosna o każdą kobietę, każdą wolną chwilę staraliśmy się dzielić wspólnie, wspólnie też wyjeżdżaliśmy na wakacje, wypady, moja rodzina ją polubiła, ja w jej rodzinie też zostałem dobrze przyjęty, seks był czymś fantastycznym dla nas obojga, mieliśmy w swoim życiu też bardzo trudne chwile, w których to drugie było największym wsparciem gdy tego jedno potrzebowało, zdarzało się nam pomieszkiwać razem (mieszkamy od siebie 40km) tydzień, dwa, miesiąc, by zobaczyć czy wytrzymamy ze sobą jednym słowem idylla. I chyba było zbyt pięknie. Jakieś pół roku temu zacząłem się zastanawiać czy coś jest nie tak, bo wydawało mi się, że seks z jej strony jest jakiś taki mechaniczny, bezuczuciowy. Oczywiście wszystkie swoje spostrzeżenia jej przekazywałem na bieżąco, bo wg mnie najważniejsza jest szczera rozmowa i odpowiedź była oczywiście przewidywalna że wydaje mi się. Kiedyś co wieczór potrafiła mi napisać jakiegoś smsa na dobranoc, w ciągu dnia, zasypywała mnie wiadomościami czasami i bardzo mi się to podobało, bo widać było, że jej zależy. Od tego feralnego pół roku zaczęła pisać rzadziej, a gdy pisała o "miłości", to przychodziła wiadomość "kocham".... nie kocham cię, nie bardzo cię kocham, a właśnie kocham i nic więcej. To też zapaliło ostrzegawczą lampkę w mojej głowie, ale zostawiłem to dla siebie bo stwierdziłem, że może być to uznane za przewrażliwienie Prawdziwy obraz nadszedł w styczniu, gdy musiałem pójść do szpitala na pewien nieprzyjemny zabieg, po których czekały mnie prawie dwa miesiące leżenia w domu. Jak się pewnie już domyślacie w szpitalu się nie zjawiła, w weekend przed zabiegiem (miałem go w poniedziałek) też nie chciała do mnie przyjechać, choć miała pełną świadomość tego, że się stresuję, że potrzebuję wsparcia. Po zabiegu przeleżałem tydzień, drugi tydzień, a jej nie było, a to jej wypadało że nie może przyjechać bo jest ślisko i nie pożyczy jej ojciec samochodu, a to autobusu nie ma, a to musi jechać do kogoś tam po coś, jednym słowem standardowe wymówki. Jako człowiek sfrustrowany bólem i swoją niepełnosprawnością wyrzuciłem jej całą swoją żółć, że mam jej dość, że w związku miejsce drugiej połówki jest przy pierwszej w takich przypadkach i że może mi oddać moje graty bo jej już nie chcę. Przyjechała na drugi dzień (nagle miała jak ) spędziła u mnie jedną dobę. Reszta domowej rehabilitacji upłynęła mi samotnie. Tu zaczyna się kolejny ciekawy etap Otóż jak stanąłem na nogi i zacząłem się z nią ponownie widywać, seksu zero bo ma okres (co dwa tygodnie prawie ), bo ją boli brzuch, bo nie... Przytulanie się na odczep, spędzanie czasu wspólne też jakieś takie na zasadzie "przyjedziesz to przyjedziesz, nie to nie przyjedziesz, a ja do ciebie nie będę jechała bo nie mogę", buziaki raczej koleżeńskie. Kilka razy próbowałem odejść i mówiłem że jej nie chcę i zawsze mnie zatrzymywała. Wreszcie zmusiłem ją do megapoważnej rozmowy i wydusiłem z niej że "nie wie czy mnie kocha, ale nie chce się rozstawać". No to ja naiwnie pomyślałem że to ja się postaram to ratować Były kwiatki, miłe słowa, pomysły na wieczór, nic to nie dawało, nadal była jakaś dziwna i pomyślałem WTF? przecież to kurde ona powinna się starać nie ja, bo sama przyznała że te wszystkie problemy to jej wina. Z czasem zacząłem się do tego przyzwyczajać i coraz mniej do tego emocjonalnie podchodzić. Za każdym razem gdy chcę ją opuścić, a często się to zdarza, bo jednak jej zachowanie mnie irytuję (mówienie że chce być ze mną, a zachowywanie jakby chciala kolegi), ona stanowczo biega za mną, zatrzymuje mnie, dzwoni, pisze, bo nie chce się rozstawać, bo "może jeszcze będzie między nami tak jak było" (nie będzie, bo ja do kogoś takiego na pewno już zaufania miał nie będę przez te wszystkie kłamstwa którymi mnie karmiła), ale starań by się poprawiło nie ma żadnych. Na pytanie czy jedzie ze mną do mnie na weekend, odpowiada że nie, dlaczego? no bo nie i już, no to z mojej strony padają słowa, że jak mamy się widywać raz w miesiącu i nie wykorzystywać wolnych chwil do bycia ze sobą, to żegnam... wtedy pakuje się i nagle jedzie. Od pół roku nie wiem co to seks, przez ten okres co dwa tygodnie, bóle brzucha, zmęczenie, bóle głowy. Ok stwierdziłem że podejdę inaczej, może jakaś zabawa z gry wstępnej, tylko i wyłącznie. Zaczynam, staram się jak kiedyś bawię się łechtaczką, zero reakcji, gdy zbliżam się częścią dłoni do wejścia do pochwy "nie bo mnie tam boli". Nie wiem skąd wie, że ją boli, skoro od pół roku nic z mojej strony tam nie powędrowało (a samo z siebie nie boli, tylko przy penetracji). Kiedyś nie do pomyślenia było też by nad nasze spotkanie (najczęściej widzimy się tylko w piątek-sobota-niedziela, wolne dni, święta itp.) przedkładała spotkanie ze znajomymi których widzi na tygodniu, a też się takie coś zdarzyło. Jest tysiące aspektów, które da się zauważyć w jej zachowaniu, że jest inaczej niż było, nawet zanim sama mi się do tego przyznała. Jej siostra cioteczna zawsze dzwoniła do mnie lub do niej co robimy, teraz dzwoni do niej i pyta czy nie wpadnie bo gdzieś tam z kimś są, o mnie nawet nie wspomina. Mógłbym tak wymieniać przez cały dzień podobne drobnostki wskazujące na problem.
Zawsze byłem wobec niej uczciwy, w pewnym momencie pomyślałem, że oto ta właściwa, zawsze przedkładałem jej szczęście nad swoje, nie byłem ideałem który się nie pokłóci ani pantoflarzem na każde jej zawołanie, ale starałem się zawsze robić wszystko by pielęgnować ten związek. Nigdy nie przychodziła mi myśl o zdradzie, teraz zastanawiam się czemu jestem aż tak uczciwy i czemu mam to cholerne sumienie, bo może by mi było łatwiej. Twardo stąpam po ziemi, nie mam chorej nadziei że "wszystko się ułoży", raczej zrezygnowany się jeszcze z nią spotykam, żeby zaobserwować co będzie dalej, coraz częściej zaczynam szukać też alternatywy by spędzać czas inaczej, choć ciężko się odzwyczaić gdy przez ponad 3 lata było się z kimś na stałe. Szkoda mi też zamartwiać swoich rodziców bo wiem, że ją bardzo zaakceptowali, a mają pełno swoich zmartwień bym jeszcze miał dokładać im swoich, chciałbym też by doczekali wnuków, a widzę że będą musieli poczekać na kolejną szansę z następnego związku.
Chciałbym poznać tylko przypuszczalną genezę powstania problemu, a nikt tak nie zrozumie umysłu kobiety jak inna kobieta. Swoje koncepcje mam i jako facet, pewnie nietrudno się wam domyśleć, podejrzewam zdradę i kogoś innego mieszającego się między nas. Czekam na Waszą opinię...
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
Nie wiem czy to ja zbyt gmatwam swoje rozumowanie, czy nawet takich wypowiedzi ze strony kobiet nie potrafię zrozumieć
Hę??
A to ironia odnośnie mojej stereotypowej dla faceta podejrzliwości, czy proste stwierdzenie faktu że jest ten drugi?
Mona pisze:Taa...
Hę??
Mona pisze:Ciekawe, jak ma na imię ten drugi
A to ironia odnośnie mojej stereotypowej dla faceta podejrzliwości, czy proste stwierdzenie faktu że jest ten drugi?
- pani_minister
- Administrator
- Posty: 2011
- Rejestracja: 23 kwie 2006, 05:29
- Skąd: Dublin
- Płeć:
Tak, Monie chodziło o to, że JEST jakiś drugi.
Też tak podejrzewam, stawiam tylko, że ona ma jakieś problemy ze zdobyciem go i dlatego póki co nie chce zostać sama i przeciąga związek z Tobą.
Swoją drogą, nieźle ją WYTRESOWAŁEŚ Za każdym razem, gdy mówisz, że odchodzisz - jej zaczyna zależeć. Za każdym. Odejdź od niej bez mówienia, ale tak realnie - ciekawe kiedy laska się zorientuje. Zniknij całkowicie: zero sms'ów, telefonów, gadu, fejsików itp.
Widzisz, ona wie, że nie odejdziesz od niej i te jej przyjazdy są tylko na POKAZ, żeby na chwilę Cię uspokoić i pokazać, że jej zależy. Gdyby rzeczywiście nie chciała Cię stracić wzięłaby się za Wasz związek. Ona prawdopodobnie boi się samotności.
Prawda jest taka, że im bardziej jedna ze stron stara się w związku, tym drugiej stronie mniej zależy. Ty napisałeś takiego posta, który jednoznacznie mówi, że NIC z tego nie będzie - a mimo to się wahasz.
Wahasz się, bo Ci zależy, bo nie przyjmujesz do wiadomości tego, że jej nie zależy, a najgorsze jest to, że OKŁAMUJESZ sam siebie, że chcesz od niej odejść.
Ona przyjeżdża na pokaz, a Ty straszysz, że odejdziesz - też na pokaz.
Do czasu aż nie pojawią się szczere intencje u którejkolwiek ze stron, nie ma szans na zmianę. Tylko lepiej by było dla Ciebie, gdybyś to Ty rzeczywiście chciał odejść...
Jeszcze jedna rzecz. Osoba, która 'zostawia' Cię w ciężkich chwilach, nie jest wiele warta jako partner. Ja to przeżyłam - i było to tylko zapowiedzią późniejszego rozstania.
Też tak podejrzewam, stawiam tylko, że ona ma jakieś problemy ze zdobyciem go i dlatego póki co nie chce zostać sama i przeciąga związek z Tobą.
Swoją drogą, nieźle ją WYTRESOWAŁEŚ Za każdym razem, gdy mówisz, że odchodzisz - jej zaczyna zależeć. Za każdym. Odejdź od niej bez mówienia, ale tak realnie - ciekawe kiedy laska się zorientuje. Zniknij całkowicie: zero sms'ów, telefonów, gadu, fejsików itp.
Widzisz, ona wie, że nie odejdziesz od niej i te jej przyjazdy są tylko na POKAZ, żeby na chwilę Cię uspokoić i pokazać, że jej zależy. Gdyby rzeczywiście nie chciała Cię stracić wzięłaby się za Wasz związek. Ona prawdopodobnie boi się samotności.
Prawda jest taka, że im bardziej jedna ze stron stara się w związku, tym drugiej stronie mniej zależy. Ty napisałeś takiego posta, który jednoznacznie mówi, że NIC z tego nie będzie - a mimo to się wahasz.
Wahasz się, bo Ci zależy, bo nie przyjmujesz do wiadomości tego, że jej nie zależy, a najgorsze jest to, że OKŁAMUJESZ sam siebie, że chcesz od niej odejść.
Ona przyjeżdża na pokaz, a Ty straszysz, że odejdziesz - też na pokaz.
Do czasu aż nie pojawią się szczere intencje u którejkolwiek ze stron, nie ma szans na zmianę. Tylko lepiej by było dla Ciebie, gdybyś to Ty rzeczywiście chciał odejść...
Jeszcze jedna rzecz. Osoba, która 'zostawia' Cię w ciężkich chwilach, nie jest wiele warta jako partner. Ja to przeżyłam - i było to tylko zapowiedzią późniejszego rozstania.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Nemezis, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
Wiesz mnie trzyma tylko to, że wiem, że kiedyś była rewelacyjną partnerką i żal tych trzech ostatnich lat. To nie pozwala mi w 100% zrezygnować z tego związku w sposób cichy. Albo może po prostu jestem takim typem, który bez słowa z czegoś rezygnuje tylko woli mieć wszystko wyjaśnione do końca. Dlatego też za każdym razem mówiłem że odchodzę i za każdym razem chciałem odejść, tylko to pokazowe zatrzymywanie wywoływało u mnie chwile zwątpienia chyba właśnie z powodów wspomnianych przeze mnie na początku. Kiedyś wcześniej łatwiej było mi się rozstawać z partnerkami, alkohol i inne kobiety ułatwiały mi stanięcie na nogi po takim rozstaniu, teraz wiek, jakaś wiążąca się z nim powaga i chyba ociupina dojrzałości nie pozwalają mi na takie "rozrywkowe" zachowania i może to nawet ja bardziej boję się samotności niż ona. Chemii tu już chyba z mojej strony nie ma tylko żal pozostał i blizna oraz nieufność na przyszłość wobec innych kobiet.
Oj zaraz nieufnosc ? zwykła kolej rzeczy nastapiła , ludzie sie schodza i rozchodzą . Dziwne dla mnie -ale moze dlatego, ze ja kosmita - Bo do zadnej byłej zalu nie mam ni ja ni zadna z byłych do mnie. Ciągle sie znamy , ciagle lubimy - jednak juz nie razem - ale ! kazdy jest inny. Ty widac inaczej patrzysz na sprawę . Pusć to na czym Ci zalezy, jesli wróci jest Twoje . Pytanie czy bedziesz chciał by wróciło .
poszukuje radia CEZAR - QUADRO unitry diora
niepoprawny pisze:nieufność na przyszłość wobec innych kobiet
Niestety.
To jest zawsze przykre, gdy tak się kończy. Trzeba sobie wtedy zdać sprawę z tego, że tak będzie lepiej... Nie za chwilę, nie za dwie, ale będzie, na pewno
niepoprawny pisze: i za każdym razem chciałem odejść
Facet jak czegoś chce, to to robi
niepoprawny pisze:Oczywiście wszystkie swoje spostrzeżenia jej przekazywałem na bieżąco, bo wg mnie najważniejsza jest szczera rozmowa i odpowiedź była oczywiście przewidywalna że wydaje mi się.
Niepotrzebnie przekazywałeś na bieżąco, niekoniecznie taka szczerość jest najważniejsza - a czasem niewskazana, tym bardziej, że "oczywiście" jej odpowiedź była przewidywalna.
niepoprawny pisze:No to ja naiwnie pomyślałem że to ja się postaram to ratować Były kwiatki, miłe słowa, pomysły na wieczór, nic to nie dawało, nadal była jakaś dziwna i pomyślałem WTF? przecież to kurde ona powinna się starać nie ja, bo sama przyznała że te wszystkie problemy to jej wina.
No naiwnie pomyslałeś. Okej, jeden kwiatek, żeby zobaczyć, co się stanie i to na tyle. To w wersji romantycznej, bo ja bym ten łagodny krok pominął w opisanej sytuacji.
niepoprawny pisze:Chciałbym poznać tylko przypuszczalną genezę powstania problemu
Wszystko elegancko ci tu Nemezis napisała i nie trzeba być kobietą, żeby to kumać.
Ode mnie tylko jedna uwaga do tekstu Nemezis:
już pół roku temu trzeba było działać w opisany przez nią sposób.
Zgadzam się z Nemezis, dziewczyna ma kogoś na oku, ale nie jest pewna czy uda jej się go zdobyć dlatego jeszcze nie zamyka sobie furtki do Ciebie. W liceum to przerobiłam: miałam chłopaka od dwóch lat, ale poznałam innego. Nie byłam pewna czy coś z tego będzie dlatego nie zerwałam ze swoim. Objawy były podobne jak u Twojej kobiety: rzadsze i krótsze spotkania, zero sexu, wymuszone pocałunki... Tymczasem nowa znajomość nabierała tempa i po dwóch tygodniach zerwałam z ówczesnym chłopakiem a z tym nowo poznanym jestem po ślubie
Moja rada- przestań się łudzić, że to co było między wami dobrego jeszcze wróci, po co się okłamywać.
Moja rada- przestań się łudzić, że to co było między wami dobrego jeszcze wróci, po co się okłamywać.
Przechodzę kryzys ekonomiczno-sexualny: zaglądam do portfela a tam ch.j
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
No i o takie "babskie", trzeźwe i obiektywne postronne spojrzenie chodziło
Bo niby świadomość miałem tego co się dzieje, ale myliła mnie tym nagłym powstrzymywaniem, albo tym, że jak zobaczyła u mnie zdjęcia jednej koleżanki na dysku to zazdrość wielką okazywała, przynajmniej ktoś oprócz mnie potwierdził moje spostrzeżenia, dzięki
Bo niby świadomość miałem tego co się dzieje, ale myliła mnie tym nagłym powstrzymywaniem, albo tym, że jak zobaczyła u mnie zdjęcia jednej koleżanki na dysku to zazdrość wielką okazywała, przynajmniej ktoś oprócz mnie potwierdził moje spostrzeżenia, dzięki
niepoprawny pisze:jak zobaczyła u mnie zdjęcia jednej koleżanki na dysku to zazdrość wielką okazywała
Ja na weselu zatańczyłam z jakimś kolesiem, z którym przez chwilę stykaliśmy się czołami i mój eks, na kilka dni przed tym jak mnie zostawił (a myślał o tym od dłuższego czasu i ja o tym wiedziałam), zrobił mi nieeezłą scenę To o niczym nie świadczy, naprawdę.
niepoprawny, weź się w garść. Z jej strony nie ma miłości, u Ciebie częściowo się wypaliło - jest nijak. A Szczęście nie pachnie nijako
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
shaman pisze:Bez kobiet do alkoholu
Bez alkoholu do kobiet wolę bo alkohol mi niepotrzebny, a kobieta jako delikatna nowa znajomość, zawsze pozwoli pozytywniej patrzeć na świat
Poza tym, do tego odejścia przygotowywałem się tyle czasu, tyle razy się do niego zabierałem, że nie będzie tak trudno - zgodnie z radami spróbuję stonować i płynnie przestawać mieć z nią kontakt aż odejdę niezauważalnie zamiast mówić że odchodzę i po raz kolejny dać się nabierać na te jej zabiegania bym nie odchodził (raz mi się nawet udało wymknąć po takiej rozmowie, to pół godziny po powrocie do domu przyjechała za mną, więc ciche odejście będzie faktycznie lepsze)
Pozdrawiam wyrozumiałych "czytaczy"
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
"Ze słowem" są problemy, bo zaczyna się śpiewka i pokazówka, że nie chce się ze mną rozstawać. Może nie tak odejść bez słowa, jak wygaszać te spotkania, coraz rzadziej się widywać, by naturalnie wygasły wszystkie więzi - o to mi chodziło.
btw: odnośnie szacunku - czy oszukiwanie kogoś, kłamstwa i zdrada nie jest brakiem szacunku?
btw: odnośnie szacunku - czy oszukiwanie kogoś, kłamstwa i zdrada nie jest brakiem szacunku?
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
Może nie tak hipokryzja jak stosowanie się do zasady "oko za oko..." niegdyś stosowanej przeze mnie nagminnie, z czasem rzadziej. Zdrada za zdradę już by nie przeszła (chociaż pewnie bardziej przez szacunek do samego siebie), jednak w każdym z nas siedzi chyba jakaś odrobina złośliwości i nie zawsze postępujemy fair.
Najważniejsze w tym momencie dla mnie jest to, by nikt nie miał do mnie żadnych pretensji (np z jej rodziny) ani nie obarczał mnie jakąkolwiek winą za to co się stało i o to będę walczył nawet jeśli trzeba będzie przekraczać jakieś granice bycia w porządku wobec tej drugiej osoby
Najważniejsze w tym momencie dla mnie jest to, by nikt nie miał do mnie żadnych pretensji (np z jej rodziny) ani nie obarczał mnie jakąkolwiek winą za to co się stało i o to będę walczył nawet jeśli trzeba będzie przekraczać jakieś granice bycia w porządku wobec tej drugiej osoby
niepoprawny pisze:Najważniejsze w tym momencie dla mnie jest to, by nikt nie miał do mnie żadnych pretensji (np z jej rodziny) ani nie obarczał mnie jakąkolwiek winą za to co się stało
Eeee, żebrałeś o uczucie i najważniejsze jest, by nikt nie miał do Ciebie pretensji?
Człowieku, gdzie Twój egoizm? Chcesz szczęścia, a z obecną dziewczyną jest Ci źle - to naturalne, że chcesz coś z tym zrobić. Zakomunikowałeś już dawno, że coś się dzieje? Tak. Czy spadnie to na nią to jak grom z jasnego? Nie. Czy mogła temu zapobiec? Mogła być szczera, cokolwiek by to oznaczało. Czy powinieneś przejmować się jej rodziną? Absolutnie nie powinieneś.
Nie dorabiaj tu filozofii. Albo wypal do reszty tą relację (bo związkiem tego nazwać nie można), albo powiedz ostatecznie, że to KONIEC, że tak dłużej nie chcesz - i tak ma być. Jeżeli tak sobie postanowisz i znów zmiękniesz jak ona zacznie Cię męczyć i obiecywać, to jesteś censored a nie facet
shaman pisze:odejść z klasą (...) jest pozbawione klasy
... gramy w klasy?
Czy podczas kończenia relacji najważniejsza jest klasa rozstania? Co to takiego? Czy to jest klasyfikowalne? U każdego i w każdej sytuacji jest jeden wzór tej klasy?
Jeden mój Eks ma do mnie żal (chyba żal), właśnie z powodu formy rozstania. Z jednej strony nie dziwię Mu się, z drugiej... - okoliczności nie były sprzyjające do rozwiązania sprawy inaczej. Rozstanie to rozstanie, zawsze dotknie tak samo - bez względu na jego oprawę.
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
Andrew pisze:sugerujesz, ze winic beda ją ? smieszny jestes , co to za rodzina co bierze strone obcego niz wlasnego . Winnym i ty tak bedzie i tak
wiem że będę winnym w oczach ich wszystkich, ale chcę zapobiec sytuacji sprzed kilku lat, gdzie po 2 letnim związku i zostawieniu ówczesnej partnerki (z klasą w oczy, bez ociągania się ) też o zdradę (fatum jakieś? ) jej rodzina obrała sobie za cel udowodnienie światu męczeństwa jej córki i wszyscy moi znajomi, nawet i rodzina usłyszeli pogłoski że zmarnowałem dziewczynie życie, itp. ton. Kto mnie znał ten wiedział że pierdzielą głupoty, a ile osób w to uwierzyło i wyrobiło sobie o mnie opinię? Dlatego też tutaj na takie coś sobie nie pozwolę
Czy powinieneś przejmować się jej rodziną? Absolutnie nie powinieneś.
tylko w stopniu o którym napisałem powyżej
mały offtop:
Podoba mi się taka analiza każdego problemu przez kilka osób, podejrzewam że u psychologa bym lepszej opinii nie uzyskał a do tego lubię dyskutować na takie tematy, więc możemy cały problem rozłożyć na czynniki pierwsze Swoją drogą pewnie analizując czyjś identyczny problem nie miałbym problemów z jego oceną, a gdy znalazłem się w środku takiej sytuacji, trzeźwe myślenie się wyłączyło
Ostatnio zmieniony 17 maja 2011, 11:38 przez niepoprawny, łącznie zmieniany 1 raz.
niepoprawny pisze: Swoją drogą pewnie analizując czyjś identyczny problem nie miałbym problemów z jego oceną, a gdy znalazłem się w środku takiej sytuacji, trzeźwe myślenie się wyłączyło
Tak niestety zwykle bywa Ja jak sobie przypomnę moje zachowanie, gdy zaczęło mi się poważnie w związku sypać, aż się ze wstydu czerwienię...
niepoprawny pisze:wiem że będę winnym w oczach ich wszystkich
Naprawdę myślisz, że inni żyją Twoimi sprawami? Bez przesady.
Swoją drogą, chęć wybielenia się w oczach ludzi, z którymi nie masz na co dzień kontaktu (w końcu mieszkają 40 km od Ciebie) jest całkowicie bez sensu
Trzeba mieć ciemnogród umysłowy, żeby nie wiedzieć, że czasami związku rozpadają się tak po prostu, że uczucie może się wypalić, że dopiero po jakimś czasie wychodzi niedopasowanie partnerów itp. A jeżeli ktoś na ten ciemnogród cierpi, czy rozsądnym jest przejmować się takim człowiekiem?
Klasa zamyka się w szacunku i formie. Nie w szacunku pojmowanym jako gloryfikację i nie w formie uświęcającej cokolwiek. Wystarczą podstawy. Żadnej zbędnej filozofii. Żadnych komplikacji.
Czujesz, że związek między Wami nie wygląda tak, jak Twoim zdaniem powinien, nie widzisz szans ani nie masz chęci na jego naprawianie. Wszystko w sosie z żalu do niej i tęsknoty za początkami związku. Wystarczy to powiedzieć w dwóch zdaniach, ucałować, podziękować, odejść.
Jeśli któraś z rodzin będzie miała o to do Ciebie pretensje - wypada zakomunikować im ogólnikowo to samo. Byliście blisko, są od Ciebie starsi. Jeśli potem ktoś idzie w jakąś skrajość - wtedy z czystym sumieniem można mieć to gdzieś.
Stara to szkoła. Kto chce, ten się stosuje, kto nie chce - ten nie. Można odchodzić via sms, Internet, nk, można trwać w toksycznych związkach, można mordować, można robić afery - co się komu żywnie podoba. I każdy swoje zachowanie może nazywać klasą, to fakt.
Faktem jest też, że facet działa i ponosi konsekwencje swych czynów. A cypka nie facet leci na forum przegadywać wszystko z obcymi
Czujesz, że związek między Wami nie wygląda tak, jak Twoim zdaniem powinien, nie widzisz szans ani nie masz chęci na jego naprawianie. Wszystko w sosie z żalu do niej i tęsknoty za początkami związku. Wystarczy to powiedzieć w dwóch zdaniach, ucałować, podziękować, odejść.
Jeśli któraś z rodzin będzie miała o to do Ciebie pretensje - wypada zakomunikować im ogólnikowo to samo. Byliście blisko, są od Ciebie starsi. Jeśli potem ktoś idzie w jakąś skrajość - wtedy z czystym sumieniem można mieć to gdzieś.
Stara to szkoła. Kto chce, ten się stosuje, kto nie chce - ten nie. Można odchodzić via sms, Internet, nk, można trwać w toksycznych związkach, można mordować, można robić afery - co się komu żywnie podoba. I każdy swoje zachowanie może nazywać klasą, to fakt.
Faktem jest też, że facet działa i ponosi konsekwencje swych czynów. A cypka nie facet leci na forum przegadywać wszystko z obcymi
niepoprawny pisze:Hę??
"Taa", czyli: ale to już było na tym forum
niepoprawny pisze:A to ironia odnośnie mojej stereotypowej dla faceta podejrzliwości, czy proste stwierdzenie faktu że jest ten drugi?
Wolałbyś post tak długi, jaki sam napisałeś?
Czarne jest czarne, a białe jest białe - dla mnie, i nie ma, cholera, tak, żeby kobieta kochała i robiła sobie takie jaja jak "Twoja".
Endriu, króliczka może i trzeba gonić, ale w końcu łapie się go
"Cause we all have wings, but some of us don’t know why"
Joe Cocker
Joe Cocker
Witam,
Przeczytałam problem Niepoprawnego, podzielam zdanie każdego -kto wypowiedział się wyżej
...w moim przypadku było odwrotnie...mój były tak samo robił, Gdy to czytałam miałam wrażenie ,ze czytam o sobie:)
Napisz Niepokorny jak zakończyłeś tą sprawę i na jakim etapie teraz jesteś .
Pozdrawiam cieplutko:)
[ Dodano: 2011-05-20, 08:59 ]
„O wiele lepiej, gdy zapomnisz o urazach i uśmiechniesz się, niż gdy będziesz pamiętać o nich i będziesz smutny.” Christina Rossetti
Przeczytałam problem Niepoprawnego, podzielam zdanie każdego -kto wypowiedział się wyżej
...w moim przypadku było odwrotnie...mój były tak samo robił, Gdy to czytałam miałam wrażenie ,ze czytam o sobie:)
Napisz Niepokorny jak zakończyłeś tą sprawę i na jakim etapie teraz jesteś .
Pozdrawiam cieplutko:)
[ Dodano: 2011-05-20, 08:59 ]
„O wiele lepiej, gdy zapomnisz o urazach i uśmiechniesz się, niż gdy będziesz pamiętać o nich i będziesz smutny.” Christina Rossetti
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez kamilka8, łącznie zmieniany 1 raz.
-
- Zaglądający
- Posty: 15
- Rejestracja: 15 maja 2011, 14:07
- Skąd: Ostr
- Płeć:
W ogóle to dziękuję za odzew, chciałem zobaczyć jak to wygląda w oczach kobiety i się nie zawiodłem
kamilka8, jak to wygląda teraz... skończył się kontakt z mojej strony, jeśli już to ona dzwoni do mnie, spotkań też nie będzie (wykręcał się będę w taki sam nieudolny sposób jak ona gdy leżałem po zabiegu ). Ogólnie rzecz biorąc - dokąd będzie mi się chciało, to pobawię się z nią w nią Jeśli porównać to do króliczka, to króliczek nie może zniknąć nagle i niepostrzeżenie, króliczek zacznie się oddalać na jej oczach
A jeśli chodzi o sferę uczuciową, to po potwierdzeniu moich spostrzeżeń - oswoiłem się z myślą, że to już przeszłość, nie dopuszczam myśli że mógłbym być z kimś takim, ogólnie żal ustąpił miejsca obojętności
kamilka8, jak to wygląda teraz... skończył się kontakt z mojej strony, jeśli już to ona dzwoni do mnie, spotkań też nie będzie (wykręcał się będę w taki sam nieudolny sposób jak ona gdy leżałem po zabiegu ). Ogólnie rzecz biorąc - dokąd będzie mi się chciało, to pobawię się z nią w nią Jeśli porównać to do króliczka, to króliczek nie może zniknąć nagle i niepostrzeżenie, króliczek zacznie się oddalać na jej oczach
A jeśli chodzi o sferę uczuciową, to po potwierdzeniu moich spostrzeżeń - oswoiłem się z myślą, że to już przeszłość, nie dopuszczam myśli że mógłbym być z kimś takim, ogólnie żal ustąpił miejsca obojętności
Wróć do „Miłość, uczucia, problemy”
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 309 gości