czy to koniec?
: 01 kwie 2010, 20:46
Witam. Często czytam to forum i nigdy nie myślałam, że sama napiszę tu nowy temat. A jednak...
Jesteśmy razem ponad 2 lata. To był piękny czas... zawsze zgodni, zero kłótni, każde nieporozumienie rozwiązywaliśmy błyskawicznie i bezboleśnie. Zero tajemnic przed sobą, zero jakichkolwiek niedomówień. Rozumieliśmy się bez słów.
Tak było przez ok 2 lata, natomiast przez ostatnie 4 miesiące jest znacznie gorzej.
Wszystko zmieniło się niemal z dnia na dzień... Kiedyś chciał mnie widywać niemal codziennie [nie było to możliwe, ale zawsze robił wszystko, byśmy choć na godzinę mogli się zobaczyć], teraz już się tak nie cieszy. Z powodu moich wyjazdów widzimy się co weekend, mam wrażenie, że przyjeżdża do mnie "bo tak trzeba".
Już dawno mówił mi , że mnie kocha, że tęskni... mało tego-ostatnio usłyszałam, że nie wie, że nie jest już niczego pewien. Niby w ostatnim tygodniu się trochę poprawiło, ale ja nadal czuje, że to nie to. Często ze sobą rozmawiamy, to nie jest tak, że ja mu nie mówię, co czuje. Po prostu on się tak jakby zablokował, a ja zupełnie nie wiem dlaczego.
Już nie widzę tego entuzjazmu w oczach, tej tęsknoty... ten chłód mnie zabija...
Chciałabym, żeby było jak dawniej, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to niemożliwe.
Próbowałam zapomnieć, próbowałam dać sobie spokój-ale ja nie potrafię. Jestem w stanie zrobić wszystko, tylko co?
Dodam, że w ogóle nie jest o mnie zazdrosny, chociaż ja bym bardzo chciała. Ale nigdy jakoś specjalnie nie był.
Kiedyś był wpatrzony we mnie jak w obrazek, teraz czuję się zbędnym elementem w jego życiu...
Jeśli to się skończy to ja nigdy sobie tego nie daruje. Nigdy.
Jesteśmy razem ponad 2 lata. To był piękny czas... zawsze zgodni, zero kłótni, każde nieporozumienie rozwiązywaliśmy błyskawicznie i bezboleśnie. Zero tajemnic przed sobą, zero jakichkolwiek niedomówień. Rozumieliśmy się bez słów.
Tak było przez ok 2 lata, natomiast przez ostatnie 4 miesiące jest znacznie gorzej.
Wszystko zmieniło się niemal z dnia na dzień... Kiedyś chciał mnie widywać niemal codziennie [nie było to możliwe, ale zawsze robił wszystko, byśmy choć na godzinę mogli się zobaczyć], teraz już się tak nie cieszy. Z powodu moich wyjazdów widzimy się co weekend, mam wrażenie, że przyjeżdża do mnie "bo tak trzeba".
Już dawno mówił mi , że mnie kocha, że tęskni... mało tego-ostatnio usłyszałam, że nie wie, że nie jest już niczego pewien. Niby w ostatnim tygodniu się trochę poprawiło, ale ja nadal czuje, że to nie to. Często ze sobą rozmawiamy, to nie jest tak, że ja mu nie mówię, co czuje. Po prostu on się tak jakby zablokował, a ja zupełnie nie wiem dlaczego.
Już nie widzę tego entuzjazmu w oczach, tej tęsknoty... ten chłód mnie zabija...
Chciałabym, żeby było jak dawniej, ale coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to niemożliwe.
Próbowałam zapomnieć, próbowałam dać sobie spokój-ale ja nie potrafię. Jestem w stanie zrobić wszystko, tylko co?
Dodam, że w ogóle nie jest o mnie zazdrosny, chociaż ja bym bardzo chciała. Ale nigdy jakoś specjalnie nie był.
Kiedyś był wpatrzony we mnie jak w obrazek, teraz czuję się zbędnym elementem w jego życiu...
Jeśli to się skończy to ja nigdy sobie tego nie daruje. Nigdy.