pani_minister pisze:Po prostu: zgrzyta mi trochę proste równanie, że miłość = brak koncepcji wybaczania. We wszechświecie gdzie jest miłość nie istnieje wybaczenie? Nie ma na nie miejsca, nie pojawia się w żadnej konfiguracji?
Wywlekasz ze mnie szczegóły jakbyś kuraka skubała (nie mylić z Kurakiem).
Oczywiście, że istnieje. Przypominam:
Dla mnie miłosć to przede wszystkim stan, kiedy permanentnie i nieskończenie nie mam czego wybaczać.Określenie
przede wszystkim nie wyklucza innych stanów. Jeśli zajdzie potrzeba wybaczenia czegoś - chyba wiesz, co chcę napisać :-) Piękne jest, kiedy "wiekami" nie ma czego wybaczać; pięknie jest gdy ludzie sobie wybaczają (prawdziwie, z miłości, bez zapominania, wypominania, z szacunkiem i zrozumieniem)kiedy już zajdzie taka potrzeba. Zgadzam się.
pani_minister pisze:Ale gdzie kończą się sytuacje zależne?
Są to wszystkie sytuacje niezaliczające się do zależnych ode mnie ;p
pani_minister pisze:Czy na przykład potężny nałóg to jeszcze sfera wolnej woli i świadomych decyzji, czy zapączkuje tutaj jakiś element wybaczenia - czy też na przykład nałóg to już warunek zewnętrzny i wybaczanie nie ma racji bytu, trzeba zaakceptować i już, bez pretensji?
To zależy od światopoglądu. Każdy ma własny; obie strony winny doskonalić studia nad poglądami partnera/ki. I ustalać takie rzeczy między sobą.
W moim przypadku? Wciąż trudno mi się wyzwolić od prostackiego przekonania, że to jacy jesteśmy, zależy "prawie tylko" od nas. ALE tu trochę abstrahujemy, bo co tu wybaczać? Że palę? Jak może ranić ten fakt? W którą stronę wydmuchuję; czy palę w obecności dziecka - zależy ode mnie.
Zostawię jednak przykłady, bo można je mnożyć w nieskończoność. Uniwersalnie:
- dowiedzieć się co zdaniem partnera jest od niego zależne, co nie
- dyskutować, jeśli jest różnica zdań (np ja powiem że hazard to konieczność, ona będzie polemizować)
- nie popadać w skrajności ("nienawidzę cię za apartheid!", "ależ ja nie przeżyję w świeżych skarpetkach codzień")
pani_minister pisze:narzucając podobny sposób myślenia
Nikomu nie narzucam, prezentuję swój. Przy wyborze partnerki szukam osoby o podobnych poglądach lub gotowej zaakceptować moje (bez uszczerbku na swoich).
pani_minister pisze:odmawiasz tak naprawdę drugiej osobie prawa do naturalnego żalu, który nie musi wcale być logiczny
Nie. Mam świadomość jego istnienia. Nie jest on jednak podstawą do obwinienia mnie. Szkoda kotka, fatalnie że go przejechałem, mnie również z tym źle, lecz w
gruncie rzeczy oboje wiemy, że jakbym jechał 30 zamiast 35 i lepiej się wyspał przed jazdą, to możliwe że kotka i tak bym zmielił.
Andrew pisze:(miłosc ) bedzie - wtedy kiedy druga strona bedzie idealna, a takich nie ma.
Wychodzi mi tutaj, ze kocha sie za coś, a nie mimo wszystko.
Słuszna uwaga. Po pierwsze: druga strona nie musi być idealna, bo piszę o jednej konkretnej właściwosci jedynie. Ba, nie musi nawet w 100% przypadków wyczerpywać znamion zgodności z tym modelem - bo dla mnie liczą się również
a) intencje ("bardzo chciałabym przestać cię obwiniać za tego kotka")
b) forma ("ale mimo wiary w twoją odpowiedzialność i zamiar uniknięcia zmiażdżenia mu czaszki - po prostu w jakiejś części nie mogę")
Fakt, tutaj miłość jest szczęśliwa, spełniona. Albo inaczej - nie jest nieszczęśliwa. Łączy się więc ze związkiem, przyjaźnią, lub chociaż brakiem nieszczęścia czy patologii. Oczywiście możemy dyskutować - a co kiedy on bije, gwałci, zdradza, opuszcza, sprzedaje, zabija dziecko, a ona trwa, kocha i wierzy w przemianę? Takiej rozmowy wolałbym uniknąć. Jestem na to zbyt mało kompetentny wiekiem i mam opory przed kwalifikowaniem takich stanów do miłości. Dla mnie to patologiczne uzaleznienie, zniewolenie raczej.
I na marginesie: niejeden topic na tym forum pokazuje, jak tu brak truizmów, więc jeśli takowe zauważymy to już lepiej przytaknijmy, miast wypominać. W końcu to mała wojna truizmy vs skrajności. Ja wolę stać po stronie tych pierwszych.